Od piątku wieczora męczy mnie straszny katar i w ten weekend jak nigdy głównie leżę w łóżku i wyciągam kolejne chusteczki z pudełka. Mój nos wygląda teraz jak ten z reklamy jakiegoś kremu na podrażnienia. Swoją drogą myślę, że takie kremy są bez sensu, bo co posmaruje to po chwili wytrę chusteczką, bo będę musiała wydmuchać nos. No ale nie o tym dzisiaj chciałam pisać. Przejdźmy do ,,tematu dnia''. W przerwie między kolejnymi chusteczkami, no i też jednym meczem a drugim (bo przez całe popołudnie leżę i oglądam mecze) zadbałam o swoje włosy. Po raz drugi wypróbowałam swój nowy nabytek - Kallos Algae. Za pierwszym razem niestety nie znalazłam czasu, żeby o tym napisać, więc opiszę Wam drugą próbę.
Pozdrawiam,
Zuchelek
Zaczęłam od nałożenia na około 15 minut maski Isana Oil Care. Skalp umyłam dokładnie szamponem Babydream. Po spłukaniu nałożyłam na włosy wcześniej wspomnianą maskę Kallos Algae. Trzymałam ją pod foliowym czepkiem i ręcznikiem około godziny. Później spłukałam. Końcówki zabezpieczyłam serum Joanna Rzepa. Włosy zostawiłam do samodzielnego wyschnięcia.
Na razie musi wystarczyć takie zdjęcie (niestety z lampą) i moje słowo: włosy są miękkie! Maska fajnie je nawilżyła. Przyznam, że ostatnio suszyłam włosy suszarką (oczywiście letnim nawiewem), bo po tym nie były sztywne jak po naturalnym wyschnięciu i jakoś wyglądały. Dzisiaj zaryzykowałam i suszarkę zostawiłam w spokoju i nie żałuję! Jestem pozytywnie zaskoczona. Może Kallos Algae okaże się moim wybawcą i pomoże mi w ratowaniu moich włosów? Mam taką nadzieję.
Pozdrawiam,
Zuchelek
Jak zdrowo się prezentują:)
OdpowiedzUsuńWłosy masz piękne!
OdpowiedzUsuńA ja chyba zaraz pójdę po Kallosa, bo na jaki blog nie wejdę, to któraś z tych wielkich puszek do mnie pacha. ;-D
Jak miło przeczytać takie słowa! Dziękuję :)
UsuńMyślę, że warto spróbować, tym bardziej, że nie są drogie :)
Widać, że niedziela udana dla włosów ;)
OdpowiedzUsuń